Rynek projektowania wnętrz jak i kilku innych specjalności przeżywa oblężenie osób nie mających pojęcia o swojej pracy. Oczywiście potrafią oni zrobić piękną wizualizację, automatyczne rysunki z programu, które raczej przypominają skupisko bibliotek sprowadzonych z archibase czy archive3d, jednak ich wiedza techniczna pozostawia wiele do życzenia.

09d

W parze z ich „profesjonalizmem”  idzie doświadczenie.  Niedawno miałem przyjemność rozmawiać z klientem, który stwierdził, iż zaproponowana mu cena jest „pomyłką”. To nic, że w skład oferty wchodził pełny projekt wraz pełnym zestawieniem materiałów, dokładnym opisem technicznym i specyfikacją wykonania prac wnętrzarskich. Wizualizacje charakterystyczne dla mnie, również nie były brane pod uwagę. Chodziło głównie o cenę. A ta, „pomyłkowa”.

Kto został wybrany?

Prawdopodobnie student pracujący za grosze dla „portfolio”. Za kilkaset złotych zaprojektował mieszkanie. Ile w tym projektu? Nie wiem.

Psucie rynku to cecha charakterystyczna studentów, mieszkających z rodzicami. Nie mają opłat, nie utrzymują nikogo, nie posiadają stałych zobowiązań finansowych, pracują na „legalnym” oprogramowaniu, wprost z chomika. NIc więc dziwnego, że ich potrzeba finansowa jest znikoma. Ale dlaczego? Po prostu konkurencja. Kij nie miecz! To nie studenci psują rynek lecz ich klienci.  Coś takiego usłyszałem w rozmowie ze znajomym. I tu dochodzimy do ważniejszego wątku. Jeśli klient lubi chałturę i badziewie, zdecyduje się na projekt. Jeśli jednak zależy mu na projekcie ze wsparciem techniczno logistycznym, zdecyduje się na profesjonalistę. Cóż to za wsparcie? Jedni mówią o tym współpraca, inni naciąganie. W projekcie zawieramy materiały, a później polecamy osoby/ sklepy/ przedstawicieli od których owe elementy można nabyć w fajnych cenach, z dobrymi warunkami np transportu. W wielu przypadkach dokonuje się również zamówienia materiałów w imieniu klienta, bez dodatkowego nadzoru.

A więc?

A więc to klient decyduje jak bardzo psuje rynek usług projektowych…